Duchów i strachów była moc. Żywiołak już dziś w Andergrancie

2018-03-16 14:18:50 (ost. akt: 2018-03-16 14:37:28)
Duchów i strachów była moc. Żywiołak już dziś w Andergrancie

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Wciąż żywy Żywiołak, jeden z najbardziej uznanych zespołów folkowych, wystąpi w piątek 16 marca w olsztyńskim Andergrancie. Rozmawiamy z Robertem Jaworskim, założycielem zespołu.

— Niemal pół roku temu wydaliście nową płytę „Pieśni Pół/nocy”, której fragmenty zaprezentujecie w Olsztynie.
— Jej nazwa to bardzo ładne określenie tego, co chcieliśmy zawrzeć na płycie. Urzekająca jest ta dwoistość języka. Chodzi o geograficzny region Polski i o klimat związany porą dnia. Dnia, a raczej nocy. Duszne kompozycje, demonologia ludowa. Tą płytą chcieliśmy powrócić do naszych pierwocin, nawiązać bardzo mocno do naszych pierwszych produkcji. Ludzie mówią, że nam się to udało.

— To w większości pieśni zaczerpnięte od naszego chyba najsłynniejszego folklorysty i etnografa Oskara Kolberga, który wędrował po XIX-wiecznej Polsce. Na waszej płycie padają słowa niecenzuralne... Faktycznie występują w oryginale czy, dodając je, chcieliście wzmocnić artystyczny przekaz?
— W „Tomie 39. Pomorze” znaleźliśmy niesamowitą warstwę językową. Okazało się, że słowa, które dziś uważamy za niecenzuralne, kiedyś nie miały takiego statusu. Chcieliśmy pokazać ewolucję języka. Przytoczyliśmy w kilku utworach te stare formy. Nie wycinaliśmy z kontekstu żadnych pojedynczych wyrazów, przedstawiliśmy to jako całość lub też we wkładce do płyty pokazaliśmy źródła tych tekstów. Np. określenie „wandal” to dziś słowo pejoratywne. A etymologia tego słowa wywodzi się od plemienia Wandalów.

— W „Pieśniach Pół/nocy” morze szumi gdzieś tylko w utworze „Po morze”.
— Poprzednią płytą — „Muzyka psychoaktywnego stolema” — zaczęliśmy naszą wyprawę na północ. Zaczęliśmy od Kaszub, a skończyć chcemy niemalże pod wodą. Taki ciąg kontynuacyjny. Na następnych płytach chcemy sięgnąć po mitologię typowo morską... Chąśnicy, ich bogowie, morskie potwory i inne związane z morzem legendy.

— Wasza muzyka to strzygi, upiory, dużo w niej śmierci, chaosu, pisków, zgrzytów. Twoja dusza też jest taka mroczna?
— My jesteśmy przede wszystkim niepokorni. Gdybyśmy mieli w sobie więcej słońca, to ta muzyka przestałaby chyba być autentyczna. Zawsze chciałem pokazać w muzyce folkowej coś innego. Wszyscy pokazywali ten sielski, słoneczny aspekt ludowości. Ja zauważyłem od razu w folklorze tę drugą warstwę. Duchów i strachów była tam przecież moc. Wiele z naszych babć, nie wiedząc nawet, cały czas ukazuje nam tę przedchrześcijańską duchowość, która wtopiła się później w chrześcijaństwo. Jeśli chodzi o śmierć, to zawsze będzie ona wdzięcznym tematem dla artystów. Zawsze dobrze się ją eksploruje. I takim dziwnym trafem znaleźliśmy odniesienie słowa „pomór” w stosunku do Pomorza. Śmiertelny wątek przeplata się przez tę płytę cały czas.

— Folklor do niedawna kojarzył się z góralską muzyką...
— Góry miały to szczęście, że były w pewnym sensie cywilizacyjnie odizolowane. Dostały niejako szansę zachowania w sobie swoich cech rdzennych. Jedną z najważniejszych jest bez wątpienia muzyka. W górach muzyka miała szansę nie mieszać się w dużym stopniu z innymi wpływami. Stąd jej wyrazistość i wyjątkowość. Na nizinach wszystko się nieco bardziej mieszało. Na szczęście obudziliśmy się na tyle wcześnie, żeby to wszystko ładnie odkurzyć i posegregować. I tak powstał np. warszawski festiwal „Wszystkie mazurki świata”, gdzie starzy muzykanci wiejscy pokazywani są szerszej publiczności. Organizatorzy postawili sobie za cel pokazanie żywych jeszcze reliktów kultury polskiej. Mamy renesans na poszukiwanie korzeni. Żywiołak zajmuje się tym od dawna, działamy od 2005 roku. Dla wielu byliśmy inspiracją. Pokazaliśmy drogi i „odchwaściliśmy” ścieżki.

— Żywiołak kojarzy się z wilkołakami, żywiołami, naturą, pierwotnymi instynktami.
— Gdy tę nazwę odkryłem, wydawało mi się, że była typowym neologizmem. Nie wiedziałem, że stoi już za nią historia dużo dalsza niż tylko współczesne słowotwórstwo. Jest ono w użyciu już od XVI wieku, kiedy tego słowa użył Paracelsus, opisując właśnie istoty magiczne.

— Skrzeble, wiły. Kim są główne bohaterki waszych piosenek?
— Ciężko zawrzeć to w jednym krótkim zadaniu. Zwłaszcza, że wiły z każdej części Polski mogą się od siebie różnić. Na każdym koncercie, przed każdym utworem staramy się przybliżyć to, o czym śpiewamy. Mimo że śpiewamy po polsku, mało kto jest w stanie wszystko rozszyfrować. Stara warstwa nazewnicza jest dość egzotyczna. W gwarze chełmińsko-dobrzyńskiej skrzebel to małe dziecko. W gwarze starokaszubskiej skrzeblić oznacza również „łkać”. A potem jeszcze doszukałem się, że była na Kaszubach zabawa w skrzeble, czyli w łapanie żyjątek, które nie istnieją.

ap


Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB