Na tropie tajemnic starego domu. Wywiad z Iloną Gołębiewską, zapowiedź spotkania w Olsztynie

2017-11-21 10:50:23 (ost. akt: 2017-11-21 11:13:59)
Książki Książnica Polska, pl. Jana Pawła II 2/3, Olsztyn 21 listopada 2017
(każdy wtorek)
Na tropie tajemnic starego domu. Wywiad z Iloną Gołębiewską, zapowiedź spotkania w Olsztynie

W liceum planowała pracować jako policyjny śledczy. Potem jednak zmieniła zdanie i została wykładowcą akademickim i pisarką. Lubi swoje życie zawieszone pomiędzy miastem a wsią. Z Iloną Gołębiewską rozmawia Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

— Udało się pani to, co udaje się nielicznym. Praca jest pani pasją sprawiającą radość. Zdradzi pani swoją receptę?
— Dosyć długo szukałam sposobu na życie. Próbowałam nowych prac, aktywności, ponieważ miałam w sobie przekonanie, że coś ważnego może mi umknąć. Liczyłam na to, że trafię do pracy, które da mi satysfakcję, a przede wszystkim pozwoli ciągle uczyć się i rozwijać. Różnie bywało. Jednak zawsze moja praca była związana z ludźmi, z pisaniem. Teraz już wiem, że to mój klucz do sukcesu. Kierowałam się w życiu intuicją i zasadą, że wybrane zajęcie powinno dać mi satysfakcję. Tak było z pisaniem. Zaczynałam od poezji i bajek dla dzieci, potem były teksty naukowe, na koniec powieści. Teraz swobodnie poruszam się między gatunkami, choć najbardziej lubię powieści.

— Mówi się o pani „mistrzyni emocji”. O których emocjach pisać najtrudniej?
— Pisząc powieści bardzo się w nie angażuję, żyję emocjami swoich bohaterów. Jeśli zabieram się do pisania, muszę mieć dobre samopoczucie. Nie potrafię pisać w złości lub gdy coś martwi, to mnie rozprasza. Jednak najtrudniej pisać o sytuacjach kryzysowych, które wywołują ból, cierpienie, żal, strach.

— W najnowszej powieści „Tajemnice starego domu” porusza pani temat adopcji. To też temat wzbudzający emocje.
— Spotkałam się z nim w pracy zawodowej. Na zajęciach na uczelni rozmawialiśmy o warunkach życia dzieci w rodzinie adopcyjnej. Padło pytanie, czy osoba samotna może adoptować dziecko. Nie miałam wtedy takiej wiedzy. Zaczęłam dużo o tym czytać, byłam w ośrodku adopcyjnym, rozmawiałam z prawnikiem, kobietą, która adoptowała dziecko. Krzywdzące jest przekonanie, że osoba samotna w Polsce nie może adoptować dziecka. To nie jest prawdą. Owszem, ma nieco trudniej, ale na pewno nie ma takiego zakazu. Stąd pomysł na poruszenie tego tematu w powieści.

— Pisze pani bardzo dużo o uczuciach…
— Bo literatura to emocje. Ma je wzbudzać i pozwolić przeżyć te, z którymi na co dzień nie mamy za dużo styczności. Na chwilę możemy wcielić się w rolę wybranego przez nas bohatera. To taka bezpieczna forma stania się zupełnie kimś innym. Na co dzień raczej przyjmujemy pewne schematy, role. Wyćwiczone mamy również emocje. Natomiast literatura nie stawia takich ograniczeń. Jednego dnia razem z głównym bohaterem możemy rozwiązywać sprawę morderstwa, a drugiego przeżyć gorący romans. Przy tym czujemy się bezpiecznie, bo wystarczy zamknąć książkę i znów jesteśmy sobą.

— Pani bohaterów łączą bardzo silne więzy rodzinne. Panią takie łączyły z dziadkami?
— Tak, miałam bardzo serdeczne relacje z dziadkami. Przeżyli wojnę, mieli dosyć trudne życie, bardzo ciężko na wszystko pracowali. Uwielbiałam słuchać ich opowieści o wojnie, o trudach życia, ich młodości i przyjaźniach. Wychowałam się na Kurpiach. To region, gdzie bardzo ważna jest tradycja i więzi rodzinne.

— Czego nauczyli panią dziadkowie?

— Wzbudzili we mnie potrzebę poszukiwania ciekawych historii. Byli przykładem, że kiedy człowiek ma pasję, to łatwiej mu żyć. Dużo czytali, zajmowali się rękodziełem, prowadzili gospodarstwa rolne. Pokazali mi piękno regionalnej tradycji i kultury. Mój dziadek, Henryk, był w obozie zagłady, cudem ocalał. Jego historia pokazuje, jak wiele może znieść człowiek i mimo wszystko zachować radość życia. Gdy mam gorszy dzień myślę o tym, że tak naprawdę moje problemy są błahostkami w porównaniu do tego, z czym oni musieli się zmierzyć.

— Wierzy pani, że nasza przeszłość zawsze ma ogromny wpływ na nasze życie?
— Ja w to nie wierzę, ja to wiem. Podstawą do takiego twierdzenia jest moja praca zawodowa. Pracuję z dziećmi i dorosłymi. Moim zdaniem dzieciństwo determinuje nasze całe życie. Daje bagaż, który albo będzie nam ciążył, albo da możliwości do lepszego funkcjonowania. Pracuję też z seniorami i w trakcie rozmów z nimi powraca kwestia dzieciństwa i jego roli. Poza tym przeszłość rodziny. Jest takie powiedzenie, że człowiek jest rozliczany do piątego pokolenia wstecz. Jest w nim dużo prawdy. Płacimy za wybory rodziców i dziadków. Tak czy inaczej, przeszłość upomina się o nas każdego dnia. O tym mówi powieść „Tajemnice starego domu”.

— W pisaniu o tajemnicach zapewne pomógł fakt, że zanim została pani wykładowcą na uczelni, była pani asystentką detektywa…
— To było dosyć specyficzne zajęcie, ale bardzo miło je wspominam. Zawsze byłam ciekawska i szukałam tajemniczych historii. W liceum planowałam nawet pracę w policji jako śledczy. Jak dla mnie tajemnicą jest też każdy człowiek. Nigdy nikogo nie da się poznać do końca. Ludzie ciągle zaskakują. Sama tego doświadczam na co dzień. A detektyw? Kto wie… może kiedyś zmienię zajęcie lub napiszę dobry kryminał?

— Na razie zachęca pani do zakochania się w miejscu, w którym żyjemy. W obu powieściach, zarówno w „Powrocie do starego domu”, jak i „Tajemnicach starego domu” widać pani miłość do swoich rodzinnych stron. Jest pani lokalną patriotką?
— Tak, jestem zakochana w stronach rodzinnych i przy każdej możliwości podkreślam swoje pochodzenie. Wybór miejsca akcji moich powieści był oczywisty. I procentuje. W minione lato do Kuźni Kurpiowskiej w Pniewie przybyło wielu moich czytelników, by zobaczyć miejsce, gdzie stoi stary dom. To dla mnie największa nagroda.

— Lubi się pani zaszyć na wsi?
— Uwielbiam. Na wsi wychowałam się i wracam w każdej wolnej chwili. Tam czuję, że żyję świadomie, bez pośpiechu, mogę skupić się na sprawach najważniejszych. Mam swoje podwórko, łąkę, las. I stary dom, który zawsze będzie stałym punktem w moim życiu.

— Czy w starym domu, w którym pani pisze, jest telewizor?
— Nie ma. Za to jest mnóstwo regionalnych przedmiotów, domowa biblioteczka i strych pełen skarbów. I kołowrotek, który testują wszyscy goście. Wciąż działa.

— Pisarz zawsze musi mieć spokój, by tworzyć?
— Nie wiem jakie zwyczaje mają inni pisarze, ale ja potrzebuję ciszy. Zazwyczaj piszę nocami, to idealny czas na skupienie, zebranie myśli i zatopienie się w fabule powieści. Nikt nie zadzwoni, nie napisze. Czasami odrywam się od komputera i widzę, że właśnie wchodzi słońce.

— Czy jest coś, za czym pani tęskni?
— Tęsknię za dzieciństwem, kiedy w jednym miejscu spotykało się mnóstwo dzieci z okolicy i całe dnie spędzaliśmy na zabawie. Wtedy sobie myślałam, że tak właśnie wygląda wolność.

— W najnowszej powieści znienacka pojawia się… Giżycko. Skąd pomysł, by przenieść się na Mazury?
— Uwielbiam Mazury. To miejsce zawsze kojarzyło mi się ze spokojem. Idealnie pasowało to rodzinnych tajemnic. Giżycko jest też miastem, które odwiedzałam często jako mała dziewczynka. Trafiło zatem do powieści.

— Mieszka pani w Warszawie. A może tak kiedyś rzuci pani wszystko i… No właśnie, dokąd pani się wtedy przeniesie?
— Jest tylko jedna opcja. Będzie to moje Pniewo i mój stary dom. Powracam tam w każdej w wolnej chwili i swoją przyszłość widzę właśnie w tym miejscu. Jest blisko Warszawy, także w każdej chwili będę mogła korzystać z atrakcji wielkiego miasta. Lubię swoje życie… takie zawieszone pomiędzy miastem a wsią.

Spotkanie z Iloną Gołębiewską, autorką powieści „Tajemnice starego domu”, odbędzie się 21 listopada w Książnicy Polskiej w Olsztynie o godz. 17.30. Wstęp wolny.

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB