-
Tym razem muszę się poskarżyć na Google Maps. Amerykanie zaproponował mi jazdę na rowerze przez Łynę po drewnianych słupach. Ale i tak nie żałuję bo w końcu zobaczyłem na własne oczy jezioro Limajno.
-
Tym razem wybrałem się zobaczyć co zostało z budynku Mazurskiego Uniwersytetu Ludowego. Właściwie to już nic nie zostało. Jak po Mazurach.
-
Plan był taki, żeby pojechać do Pasymia i stamtąd przez Łajs wrócić do Olsztyna. Nie dało jednak rady, więc skorzystałem z usług Przewozów Regionalnych (pozdrawiam przemiłą p. konduktorkę) i za 15,20 do Pasymia dojechałem pociągiem. Moim celem była symboliczna granica pomiędzy Warmią i Mazurami w Łajsie.
-
Tym razem wyruszyłem na poszukiwanie piasku. A konkretnie kopalni piasku w Węgajtach. Chciałem sobie popatrzeć na ten ponoć największy dół w naszym mazursko-warmińskim regionie.
-
Tym razem do wędrówki pociągnęła mnie magia nazwy pewnej wsi: Dziuchy. Przy okazji wykombinowałem sobie, że odwiedzę też Łańsk. Ale pogubiłem się w lesie i musiałem obejść się smakiem.
-
Fajna, prosta trasa. Głównie asfaltowa. Z lekkimi wzniesieniami. Jechałem w niedzielę, więc ruch był mizerny. W wariancie light można do Barczewa dojechać pociągiem. Do przejechanie 50 - 70 kilometrów.
-
Warto zobaczyć///Tak mnie jakiś czas temu naszło, żeby objechać jezioro Wadąg. Bez jakiejś specjalnej przyczyny. Ale trochę przez sentyment, bo będąc dzieckiem bywałem w ośrodku w Szyprach. I do tej pory pamiętam smak ryb tam łowionych.
-
Tym razem proponuję typową trasę rekreacyjną. Nic do zwiedzania, za to sporo wody i zieleni po drodze.
-
Za dużo szutru, za mało asfaltu. I za mało zachodnich okrain Olsztyna. Tak mi po mojej ostatniej trasie napisali dwaj znajomi. Zatem tym razem będzie i asfalt i na zachód od Olsztyna.
-
To miejsce chciałem zobaczyć już dawno, ale jakoś brakowało czasu. W końcu udało się. Zobaczyłem zerwany most na Łynie.